wtorek, 31 stycznia 2017

Wędrówki wokół Vela Luki. Gradina.

Urokliwe zatoczki są charakterystyczne dla okolic Vela Luki . Wystarczy wsiąść do auta i drogi same poprowadzą w odludne ,  spokojne miejsca gdzie można kąpać się w kryształowych wodach Adriatyku z dala od zgiełku i ciekawskich spojrzeń.
Mieszkając w hotelu Posejdon , znalazłam takie ciche miejsca w niedalekim sąsiedztwie. Wystarczy wyjść z hotelu i nadbrzeżną ścieżką udać się w kierunku przeciwnym niż miasteczko.
Skałki ciągną się wzdłuż całego wybrzeża , jeśli wstaniecie w miarę wcześnie to na pewno znajdziecie sympatyczną miejscówkę , jeśli lubicie pospać dłużej trzeba będzie poszukać znacznie dalej , aby nie mieć żadnego towarzystwa.

Uwielbiam się włóczyć po okolicy , zwłaszcza kiedy jeżdżę sama . Każdorazowo przed wyjazdem przeglądam sobie mapy google  i szukam czegoś co mnie zainteresuje. Tak własnie było z Gradiną.
Na mapach mieni się odcieniami błękitu , płytka zaciszna spora zatoka , z intrygującym cyplem i maleńką wysepką niemal pośrodku.
Do Gradiny wiodą z Vela Luki dwie drogi. Jedna asfaltowa , świetnie oznakowana , idealna na podróż samochodem czy skuterem , w sumie rowerem też ale dla zaprawionych rowerzystów ( kilka stromych podjazdów w upale może pokonać każdego) Z centrum Vela Luki to jakieś 6 km.
Druga to biegnąca cały czas brzegiem morza, malownicza i odrobinę dłuższa. Generalnie raczej na pieszą wyprawę , choć rowerem też się da dojechać, z tym , że trzeba miejscami rower nosić.

W czasach kiedy jeździłam na samotne wakacje ( gorąco polecam, oczyszcza się człowiek ze wszystkich złych emocji , pewnie dlatego ze ma się niewielką styczność z innymi ludźmi) nosiło mnie po okolicy.
Któregoś razu poniosło mnie właśnie do Gradiny. Ruszając na spacer nie miałam sprecyzowanego celu. Zapowiadał się kolejny piękny dzień. Zaopatrzona w kilka butelek wody , aparat i dobry humor poszłam przed siebie.
Kilkaset metrów od hotelu jest Beach Bar Azzuro , wtedy były tam jeszcze zruinowane szatnie , klubu piłki wodnej.
Ścieżka wiedzie wysoką skarpą nad samą wodą , po prawej stronie na zboczu wybudowano kilka apartamentowców. Pomiędzy drzewami na skałkach stoi sobie niewielka kamienna kapliczka pod wezwaniem św. Mikołaja (sv. Nikola).
Kapliczka poświęcona św Mikołajowi (sv Nikola) , może nas dziwić co św Mikołaj robi nad brzegiem morza , ale trzeba wiedzieć że to nie jest tylko Pan od prezentów , tylko patron marynarzy , rybaków i podróżników oraz  panien na wydaniu. 

Kolejnym punktem orientacyjnym jest Hotel Adria. Oddalony od miasta , z betonowo-żwirową plażą. Położony nad niewielka zatoką Plitvine.
Uvala Plitvine , w oddali hotel Adria .

Za hotelem ścieżka wiedzie już przez mało zamieszkane tereny , mija się kilka samotnych domów pod wynajem i spotkanie kogoś graniczy z cudem , zwłaszcza po za sezonem. Maleńkie zatoczki zachęcają do odpoczynku i kąpieli. Pamiętać trzeba jednak ,że skaliste dno jest idealnym miejscem na spotkanie z jeżowcem. Przybrzeżne , podwodne skałki pełne są tych małych czarnych pomponów.
Z tych małych zatoczek niedaleko od hotelu Adria rozciąga się piękna panorama na odległą już Vela lukę i okalające ją zielone wzgórza.
Później kawałek idzie się przez  las. Z drogi tej doskonale widać brzegi wysepki Osjak. Potem jest osada Mikulina luka , gdzie nad zatoką usytuowały się kolejne domy wakacyjne. Droga wiedzie wysoką skarpą , wśród wszędobylskich drzew oliwnych . Nad kolejną zatoczką  , kolejne domy ale tu już mamy możliwość wybrania sobie dalszej drogi do Gradiny. Ja idąc piechotą skręciłam w lewo , pomiędzy kolejne zabudowania , jadąc rowerem lepiej wybrać prawą asfaltową nitkę ( odrobinkę pod górkę , ale przynajmniej nie trzeba nosić roweru ). Wybierając lewą ścieżkę , w pewnym momencie szeroka szutrowa droga ginie gdzieś w krzakach i zmienia się w wąską ścieżkę. Trudno nie odnieść wrażenia że weszło się komuś w szkodę.Z pomiędzy oliwnych drzew wychodzi się nagle na wybetonowane nabrzeże.
I tutaj w moim przypadku nastąpiło wielkie rozczarowanie. Piękna zatoczka , która tak mnie zachwyciła w internecie ,  okazała się po prostu brzydka. Wąskie betonowe nabrzeże będące jednocześnie drogą i plażą , z wżynającymi się w wody zatoki betonowymi pomostami przy których smętnie bujały się skorupy maleńkich łódek. Kilkanaście domów pod wynajem , jedna zamknięta restauracja i w zasadzie nic po za tym.

Płytkie wody zatoki a w oddali wysepka Gubeśa

Przygotowania do winobrania 

Widok na Glavicę , półwysep zamykający zatokę 

Trochę dalej na płytkich wodach zatoki przycumowało kilka jachtów. Całość sprawiała dość smutne wrażenie. Nie pozbyłam się tego wrażenia przy kolejnych wizytach , bo miałam okazję zajrzeć do Gradiny jeszcze nie raz , choćby w towarzystwie osób , które koniecznie chciały zobaczyć na własne oczy ten błękitny cud zakątek widziany na google maps. Jednak dla osób które cenią sobie spokój i wypoczynek z dala od zgiełku , będzie to naprawdę atrakcyjna miejscówka. a trzeba przyznać , że domy które można tam wynająć oferują wysokie standardy. Piaszczyste ,miejscami, dno i osłonięta z trzech stron zatoka jest idealnym miejscem na wypoczynek z dziećmi.
Jak mawiał Terry Pratchet " Zrozumieli że idealny świat jest podróżą a nie celem"

Gradina powstała na miejscu dawnej Iliryjskiej osady , których na Korčuli było kilka. Obecnie jest typowym siedliskiem wakacyjny  , próżno tu szukać kogoś po za sezonem.

Gradina ma jednak swoją małą tajemnicę , która uatrakcyjnia odrobinę to miejsce. Z lewej strony zatokę zamyka półwysep  Glavica. Na stożkowym, zalesiony wzgórzu , wśród soczyście zielonych śródziemnomorskich sosen skrył się maleńki kościółek pod wezwaniem św Jana (sv Ivana).
Kościółek  , który obecnie można oglądać pochodzi prawdopodobnie z XV w , jednak samo miejsce ma dużo starsze korzenie . Powstał na miejscu gdzie już VI w naszej ery znajdowały się świątynie starochrześcijańskie.
Z tym niewielkim kościółkiem związana jest legenda , która mówi o wielkim skarbie ukrytym tuż przy nim.
Tuż obok kościółka stała wielka kamienna kula z uchwytem , który aż zachęcał aby dźwignąć kulę ku górze. Młodzieńcy z pobliskiej Vela luki przychodzili tu nie raz i podejmowali próby podniesienia kuli. Były to swoistego rodzaju zawody pomiędzy nimi , forma wykazania się  , jak to wśród chłopaków bywa. Niestety nigdy żadnemu  nie udało się podnieść ciężaru nawet o milimetr.  Pewnej burzliwej nocy w zatoce schronił się grecki statek , jego wizyta nie była przypadkowa. Z wielkimi pustymi torbami ruszyli na wzgórze przy kościele.  Unieśli wielką kulę , która w środku pełna była złotych monet. zrabowali złoto i przez nikogo nie niepokojenie odpłyneli w sobie znanym tylko kierunku. Kiedy młodzieńcy z Vela luki , przyszli znowu  na Glavice , zastali pustą kulę na dnie której lśniło kilka złotych monet. Źli że to nie oni dobrali sie do skarbu , rozrzucili pozostałe monety i odeszli. Mówi sie że po dziś dzień można je znaleźć gdzieś w okolicy.
 


Już od czasów prehistorycznych , półwysep był ważnym strategicznie punktem na zachodnich krańcach Korčuli. Wysunięty na zachód , wysoki cypel był doskonałym miejscem aby kontrolować wody Adriatyku w okolicy Vela luki.
Na stanowisku archeologicznym , które znajduje się tuż przy kościółku odnaleziono pozostałości Iliryjskich umocnień .Osada czy raczej warownia były tu również w czasach rzymskich , o czym świadczą odnalezione fragmenty murów i cegieł. Miejsce to wykorzystywane było również w pierwszych wiekach naszej ery. znaleziono tu antyczną ceramikę oraz tetradrachmy- srebrne greckie monety z II w p.n.e.
W lokalnych podaniach i opowieściach pojawia się również wątek pustelników , którzy chętnie zasiedlali ten odległy zakątek wyspy.
Wracając do kościółka . Skromny jednonawowy , z dzwonnicą i absydą zwieńczoną kopułą. W środku znajduje się ołtarz z rustykalnym reliefem Jana Chrzciciela, pochodzący najprawdopodobniej z 1720 roku. Na reliefie widoczny jest herb fundatorów ,  rodziny Arneri.
Kościółek na co dzień jest zamknięty, otwierany jest w czasie nabożeństw. Najważniejsze nabożeństwo odprawiane jest w dzień patrona czyli 24 czerwca . Wtedy też na wodach zatoki odbywają się regaty św Jana.

Na maleńkiej wysepce Gubeša, która zamyka wejście do zatoki od strony zachodniej ,  również znajduje się duże stanowisko archeologiczne. Artefakty odnajdywano na całej powierzchni wyspy. Na szczycie odnaleziono fundamenty budynku o długości 20 m. Są to pozostałości antycznej willi. A w niej mozaika podłogowa , oraz niewątpliwie największa ciekawostka , pokój z pozostałościami hypocaustum - starożytnego systemu ogrzewanie podłogowego. Stosowany od IV w p.n.e w antycznej Grecji i od I w p.n.e w Rzymie.System wykorzystywano do ogrzewania domów , term publicznych i prywatnych, gorącym powietrzem.
W głębszych warstwach znaleziono groby z metalowymi i szklanymi przedmiotami , kamienne noże z okresu neolitu i monetę cesarzowej Faustyny z II w n.e.
Wszystkie te znaleziska świadczą o bogatej historii.
Oba stanowiska , wraz z Kościółkiem wpisano do Rejestru Dóbr Kultury ( zgodnie z ustawą o ochronie i konserwacji dóbr kultury)

Glavica od strony morza.

Maleńki domek wśród wielkich domów pod wynajem ,

Mikulina luka /Uvala  Mikulina 



Droga  od hotelu Posejdon . 

W oddali wyspa Osjak

Kryształowe wody Adriatyku , piękne skaliste dno i standardowo kolonia jeżowców.

Mikulina luka .

Uvala Mikulina

Mikulina luka / Uvala Mikulina . W oddali Vela luka 



Informacje wykorzystane przy tworzeniu tego wpisu pochodzą ze strony http://www.velaluka.info/Kultura/crkve.htm. Natomiast legenda o Złocie z Glavicy pochodzi ze strony https://volimteotoce.com/2013/06/27/najljepse-legende-otoka-korcule/ - dziękuję autorce za pozwolenie na wykorzystanie tekstu.

niedziela, 22 stycznia 2017

Wędrówki wokół Vela Luki. Hum - Forteca.

Vela luka może wydawać się mało atrakcyjną mieściną w porównaniu z np Korculą , ale dla lubiących piesze i rowerowe wycieczki staje się doskonałą bazą wypadową.
Od mojego pierwszego wyjazdu do VL starałam się poznawać okolicę w trakcie krótszych i dłuższych wypadów.
Zaowocowało to kilkoma zacisznymi miejscówkami do prażenia się w słońcu i pięknymi punktami widokowymi.
Z hotelu w który pomieszkiwałam na początku mojej przygody z Vela Luką , rozpościerał się widok na  zatokę i zielone wzgórze z zarysem jakiejś budowli w towarzystwie radiowych masztów.
Z racji tego ,że lubię wiedzieć , to poszukałam , popytałam i w końcu uzyskałam odpowiedź , że znajduje się tam stara twierdza. Dość ogólnikowa informacja skłoniła mnie do dalszych poszukiwań i planowania wycieczki na wzgórze.
Po dwóch latach gapienia się z hotelowego tarasu na Hum w 2007 roku wreszcie odważyłam się na wycieczkę. Samotną. Tak się akurat złożyło, że w tym czasie na wakacje wybrałam się samotnie. Bardzo to lubię.
Znajomi Chorwaci odradzali mi co prawda  spacer bez towarzystwa , ze względu na możliwość spotkania z dzikimi mieszkańcami okolicznych lasów, w związku z tym postanowiłam  wypożyczyć rower. W razie czego na rowerze szybciej uciec niż piechotką.
Wypożyczalnia w centrum oferowała rowery , które wiele pozostawiały do życzenia , choc niezaprzeczalnie miały tę zaletę , ze posiadały koła i dało się na nich jechać. Bezpieczeństwo jazdy i stan techniczny okazały się sprawą drugorzędną.
Mimo że wrzesień nie jest już tak upalny jak poprzednie miesiące to jednak wybór godziny 9 jako początek wycieczki był zdecydowanie słuszną decyzją.
Jak się tam dostać , to było zasadnicze pytanie. Stwierdziłam, że jakoś dam radę z pomocą mapy , którą dostałam wraz z rowerem. Ładna , duża , rozkładana do rozmiarów małego obrusu niezwykle mało praktyczna jeśli chce się z niej korzystać w czasie jazdy. Wiedziałam że muszę główną drogą wiodącą w kierunku Korculi wydostać się z miasteczka i kawałek za stocznią Greben koło marketu , skręcić w prawo.
Dobry początek.
Podjechanie pod dość stromą górkę tuż przy wyjeździe z miasta , zdezelowanym rowerem okazało się nad wyraz proste , nie wzięłam jednak pod uwagę , że jeszcze nie dopadło mnie zmęczenie. Wziąwszy pod uwagę , że jechałam jakieś 5 min to nic dziwnego.
Okazało się , że na dobra droge skierował mnie niewielki drogowskaz z informacją że na szczyt pozostało mi około 4,5 km.
Już na początku wiedziałam , że warto było wybrać się na wycieczkę , asfaltowa droga biegła wśród gajów oliwnych , łagodnie pięła się w górę , było cicho , zielono i  spokojnie . A najważniejsze, że żadne leśne stwory nie wychodziły mi na spotkanie.
Co jakiś czas schodziłam  z roweru aby z bliska przyjrzeć się jakiemuś elementowi niezaprzeczalnie pięknego krajobrazu. Im wyżej wjeżdżałam tym ciekawsze widoki mnie czekały. Niestety coraz częściej szłam niż jechałam , kondycja została gdzieś za ostatnim podjazdem. Nadszedł moment w którym miałam ochotę rzucić rowerem o asfalt i dać sobie spokój z dalszą wyprawą. Drzemie jednak we mnie rogata , uparta dusza , która mimo zmęczenia pchała mnie na szczyt. Przestałam już zwracać uwagę na to co mnie otacza i targałam ten przeklęty rower w górę i w górę.
Dotarłam wreszcie na górę, pokonałam ostatni podjazd i moim oczom ukazała się kupa kamieni  , która kiedyś zapewne była obiektem militarnym.
Ogólnie samo miejsce sprawiało dość przygnębiające wrażenie , natomiast widoki zaparły mi dech w piersiach. ( to na pewno widoki , bo skołatane wysiłkiem serducho zdążyło się uspokoić).
Okazało się również że nie jestem na szczycie sama . Stało tam jakieś auto , na zdezelowanej , betonowej wieży krzątał się jakiś starszy Pan , z czegoś co przypominało bunkier wyszedł facet i ze zdziwieniem spojrzał na mnie. Popatrzył na mnie ,na żółty rower, który wtargałam ze sobą i z uśmiechem na ustach zapytał czy to ja przyjechałam tym rowerem. Kiedy w kulawym chorwackim odpowiedziałam że tak , spojrzał na mnie z wyraźnym podziwem. Pokiwał głową i schował się z powrotem do bunkra. Za żadne skarby świata nie przyznałabym się że ledwo wlazłam z tym cholernym rowerem na to wzgórze o szalonej wysokości 376 m n.p.m.
Nie pozostało mi nic innego jak podziwiać widoki.
Jak na dłoni widać stamtąd Lastovo , Hvar , Vis no i oczywiście okoliczne małe wysepki , które zielenią się na wielkim błękicie Adriatyku. To własnie z Humu rozpościera się najpiękniejsza panorama Vela Luki.
 Miasteczko widać jak na dłoni , pięknie wyeksponowane na tle zielonych wzgórz. Dopiero z Humu można zobaczyć jak mocno zalesiona jest Korcula.
Obejrzałam sobie pozostałości twierdzy , które jakoś nie wywarły na mnie większego wrażenia. Ku mojemu rozczarowaniu , nie znalazłam żadnej nawet najmniejszej tablicy informującej o tym , kiedy , kto i po co wybudował w takim miejscu twierdzę.
Pan , który stał sobie na wieży przywołał mnie do siebie i zaprosił na górę . Moim łamanym chorwackim , próbowałam się dowiedzieć czegoś na temat obiektu. Dowiedziałam się jedynie że miejscowi mówią  na to Forteca i że pochodzi z czasów Austro-Węgier. Mało.
Pan natomiast chętnie opowiadał o sobie. Okazało się był emerytowanym strażakiem , który tutaj dorabiał sobie,obserwując okoliczne wzgórza i wypatrując pożarów. W okresie letnim Korcula nękana jest licznymi pożarami. Płoną nie tylko gęste lasy ale i winnice czy oliwne gaje.
Od strażaka dowiedziałam się również że przy dobrej pogodzie , można z Humu dojrzeć wybrzeże Włoch. No cóż najwyraźniej pogoda była zła  , bo nawet przez pożyczona lornetkę nie udało mi się zobaczyć Italii.
Droga na Hum ( Cesta na Hum ) wśród oliwnych gajów i zielonych pachnących lasów. Wrzesień 2007

Hum , jakby na wyciągnięcie ręki. Wrzesień 2007

Panorama Vele luki . Wrzesień 2007

Hvar. Wrzesień 2007

Mury Twierdzy a w oddali zarys Lastova. Wrzesień 2007

Spojrzenie na górzyste wnętrze wyspy. Wrzesień 2007

I jeszcze trochę zielonych lasów  Korculi

Vis .

Wieża , na której rezydował strażak



Vela luka , daleki Hvar i jeszcze dalsze Biokovo .
Obejrzał wszystko co miałam obejrzeć i zdecydowałam ,że czas wracać do miasteczka. Ostatnie spojrzenie na rozpościerający się wielki błękit i wsiadłam na żółty rower aby udać się w powrotną drogę.
To była wyłącznie przyjemność , mknęłam sobie z góry w szalonym tempie. Bez wysiłku , chłodząc się przyjemnym wiaterkiem. Zjazd zajął mi jakieś 10 min. Cóż za rozkosz. Wiedziałam, że gdybym miała się wybrać powtórnie na Hum to tylko samochodem no może skuterkim. Rower to sobie zostawię na jazdę po płaskim .

Przez kila lat szukałam informacji na temat Twierdzy Hum , niestety jest to obiekt tak zapomniany że nawet w czeluściach internetu , trudno szukać jakichś  konkretów.
Przez kolejne lata kiedy odwiedzałam VL jakoś nie było okazji ponownie wybrać się na wzgórze. Chęci może i były ale jakoś się nie złożyło , trochę z braku czasu a trochę z lenistwa. Raz nie chciało nam się wypożyczyć auta , innym razem znajomi stwierdzili że nie ma po co łazić po lesie itp.
W 2012 roku ponownie odwiedziłam Hum.
W czasie rozmowy na temat mojej poprzedniej wycieczki , znajomy Chorwat zasugerował , starą piesza trasę , pomiędzy oliwnymi gajami , którą kiedyś osiołki transportowały oliwki. Pamiętając o mojej poprzedniej wyprawie podeszłam do pomysłu dość sceptycznie ale w końcu dałam się przekonać .
Początek drogi jest dokładnie taki sam. Trzeba wydostać się z miasteczka i zaraz za stocznią Greben skręcić w pierwszą drogę w prawo , która prowadzi do Poplatu. Zresztą są drogowskazy , które trudno przegapić . Kawałek za stocznią po lewej stronie ukazuje się wąska kamienista ścieżka , prowadząca do Twierdzy.
Droga prowadzi sama , pamiętać tylko trzeba o wygodnych butach , bo jest bardzo nierówno , ważne aby zabrać cos do picia ( mam tu na myśli wodę , bo piwo raczej odpada , szybko się grzeje i kiepsko smakuje ).
Łatwo nie jest , miałam kilka momentów zwątpienia. Trzeba mieć cos z masochisty , żeby pchać się tam w samo południe i na kacu . No cóż mam trochę nie po kolei w głowie.
Mimo wszystko warto wybrać się tą trasą. Choćby po to aby sobie uświadomić jak kiedyś wyglądał transport oliwek i uprawa oliwnych gajów.
Na górze nic się nie zmieniło. Ruiny stały tak jak poprzednio , widoki wciąż zapierały dech w piersiach , a mimo pięknej pogody znowu nie udało  mi się dojrzeć wybrzeża Włoch. Miłym zaskoczeniem okazała się tablica informacyjna , dzięki, której dane mi było wreszcie uzyskać odrobinę więcej informacji.
Tablica informacyjna. 
Twierdza powstała z inicjatywy admirała  Wilhelma von Tegetthoffa. Dowodził on w czasie jednej z najsłynniejszych bitew morskich w okresie wojny pomiędzy Prusami a Austro-Węgrami.
W  lipcu 1866 roku miała miejsce pierwsza bitwa morska , Bitwa pod Lissą (Vis). Było to pierwsze starcie morskie w którym starły się eskadry okrętów pancernych. Zwycięstwo przypadło Austro- Węgrom.
Admirał w 1868 zdecydował, że istnieje potrzeba obserwacji wybrzeża Włoch i sporego akwenu Adriatyku. Idealnym miejscem okazał się Hum.
Budowa rozpoczęła się jednak już po śmierci Admirała , w roku 1890 a zakończyła 1902. Twierdza , czy jak mówią miejscowi Forteca ( wł. fortezza) została wybudowana w miejscu prehistorycznej osady , po której pozostała jedynie część kamiennego nasypu.
Fortecę w pełni wyposażono i uzbrojono ( dwa działa kalibru 205 mm i trzy - umieszczone na wieżach , kalibru 120 mm). Obiekt składał się koszar , dwóch cystern na wodę deszczową  , stajni  , i kuchni. W 1912 r załoga składała się z 36 marynarzy wraz z dowództwem .
W czasie I wojny światowej z twierdzy niejednokrotnie ostrzeliwano siły Ententy , niestety po zakończeniu działań wojennych warownię rozbrojono.
W czasach Królestwa Jugosławii (1918- 1941) załogę stanowili głównie straż graniczna i meteorolodzy. Po 1941 roku twierdza zostaje  opuszczona a inwentarz rozgrabiony.
Ostatnią załogę stanowili marynarze Armii Jugosłowiańskiej . W 1955 roku wnętrze zostało całkowicie zdewastowane. Informacje na tablicy powstały na podstawie tekstu Veljko Tabaina. Obiekt zapomniany , nie wspominany szerzej w przewodnikach , niszczeje do dziś .
Z Vela luką w tle. 

Wewnętrzny dziedziniec z łaźnią. 

Pozostałość koszar i jedna z trzech wież 

Zielone wzgórza Korculi.

Drzwi prowadzące na wewnętrzny dziedziniec.

Punkt topograficzny

Wróciliśmy do Vela luki dobrze mi znaną asfaltową drogą.
W 2016 roku nie zdecydowałam się na ponowny spacer na Hum. Z dołu wciąż wygląda tak samo i z tego co wiem nic się nie zmieniło. Widać w okolicy , że inwestuje się w infrastrukturę turystyczną. Szkoda , że robi się to trochę bezmyślnie , betonując np stare kamienne ścieżki. No cóż tego też trzeba się nauczyć. Może w przyszłości i Hum doczeka się jakiś inwestycji albo chociaż będzie się mozna dowiedzieć czegoś więcej o tej wg mnie ciekawej atrakcji .

Piesza trasa na Hum

Samochodowa lub rowerowa trasa na Hum

Dlaczego w Splicie czuć piekielną siarkę?

  Czy będąc w Splicie i spacerując po Rivie czuliście czasami specyficzny siarkowy odór? Czy też jak mówią niektórzy jakby rura kanalizacyjn...